Seria NBA 2k towarzyszy mi od samego początku, a więc od 1999 roku i pierwszej gry wydanej na konsoli Sega Dreamcast. Był to absolutny przełom i nowa jakość w symulacji basketu. Od tego czasu, aż po dziś dzień, toczymy z bratem zacięte boje o rodzinną palmę pierwszeństwa.
Tydzień temu na rynku ukazała się najnowsza część serii- NBA 2k17. Jak co roku, skorzystałem z preordera i miałem okazję całkiem dobrze zapoznać się z grą. Swoje spostrzeżenia podzieliłem na dwie kategorie- plusy i minusy. Myślę, że w przypadku tej gry nie ma sensu pisać rozbudowanej recenzji- prawdziwy fan wirtualnej koszykówki i tak ją kupi, ponieważ brak jej jakiejkolwiek konkurencji.
Nie znaczy to, że gra jest zła. Wręcz przeciwnie- jest doskonała! Gdyby przedstawiał ją Tim Cook z firmy Apple, mógłby powiedzieć, że jest to najlepsza NBA 2k, jaką studio wypuściło do tej pory. Przejdźmy zatem do konkretów…
+ Grafika jest jeszcze lepsza niż w ubiegłym roku. Najbardziej rzuca się w oczy nowy system oświetlenia, który sprawia, że zarówno skóra zawodników, jak i parkiet wyglądają bardziej naturalnie. Twarze niektórych graczy zostały ponownie zeskanowane, przez co są jeszcze bardziej realistyczne.
+ Twórcy gry dodali mnóstwo animacji kontekstowych. Sytuacje takie jak przechwyt, walka o pozycję pod koszem, czy upadek po faulu, wyglądają autentycznie i cechują się dużą różnorodnością.
+ Gra jest szybsza i bardziej płynna niż poprzednia edycja. Animacje doskonale łączą się ze sobą, tworząc spektakl, do złudzenia przypominający prawdziwy mecz.
+ Nowy system dryblingu jest bardziej organiczny i nagradza prawdziwe umiejętności gracza. Zamiast stosowania ‘zapuszkowanych’ kombinacji z ubiegłego roku, teraz sami tworzymy zabójcze ruchy, wychylając prawą gałkę pada w odpowiednim kierunku.
+ 2k Sports tchnęło nowe życie w komentarz. Eksperci, wspierający głównego komentatora, Kevina Harlana, zmieniają się z meczu na mecz. Do ekipy dołączyli m.in. Steve Smith, Brent Barry oraz David Aldridge, który zastąpił Doris Burke w sprawozdaniach z ławki i pomeczowych wywiadach. Komentarz jest bardziej urozmaicony i nie powinien się szybko znudzić.
+ Stylistyka oraz rozkład menu przeszły pozytywne zmiany. Jest czysto, przejrzyście i nowocześnie, czyli dokładnie tak, jak powinno być.
+ Wygląda na to, że twórcom udało się (wreszcie!) wyeliminować błąd znikających po meczu najlepszych akcji. Zdążyłem rozegrać kilkanaście meczów i jeszcze nie doświadczyłem tego przykrego zjawiska.
– Główne tryby gry, a więc MyCareer, MyTeam, czy MyPark nie otrzymały poważnych usprawnień. Kariera wygląda bardzo podobnie do ubiegłego roku, z wyłączeniem scenek, wyreżyserowanych przez Spike’a Lee. Podobnie jest w karcianym MyTeam, gdzie najważniejszą zmianą są nowe kolory kart. Park nie zmienił się w ogóle i wygląda identycznie jak w 2k16.
– Pomimo ogólnej poprawy grafiki, twarze niektórych zawodników wyglądają kiepsko i zdecydowanie odstają od reszty. Wystarczy popatrzeć na facjatę Jeremy’ego Lamba…
– Ciała pewnych graczy są nienaturalnie szczupłe. Szczególnie widać to po ramionach Stepha Curry’ego i Kevina Duranta. Obaj zawodnicy nie należą do kulturystów, ale z drugiej strony, nie mają też postury anorektycznych nastolatków.
– Skanowanie twarzy do gry w dalszym ciągu stanowi wyzwanie. Po raz pierwszy w historii, zdjęcia można wykonać telefonem. Jest to zdecydowany krok na przód w porównaniu z wykorzystaniem kamery do konsoli. Mimo tego, proces budowania wirtualnej twarzy jest upstrzony błędami, takimi jak podwójne oczy, czy usta. Do tej pory skanowałem się kilkanaście razy i ciągle nie jestem zadowolony z rezultatu w 100%.
Reasumując, pomimo pewnej stagnacji w rozwoju trybów gry, NBA 2k17 to zdecydowany krok naprzód w zakresie grafiki, grywalności i odwzorowania realiów koszykówki. Zdecydowanie polecam zakup i zapraszam do rywalizacji online- szukajcie mnie na PSN pod ID ‘marek-dab’. Połamania padów!